sobota, 3 lutego 2018

"Elle" Paula Verhovena

Przypomnialem sobie właśnie ELLE Verhoevena, co leciał na Cinemaxie. Ach, jakiż to jest wspaniały film, WSPANIAŁY. Jakżesz on jest gęsty intelektualnie, a jakiż sarkastyczny, a jakie metafory tam buzują, a jakżesz jest emocjonujący, nie mówiąc już o przefantastycznej robocie filmowej (Verhoeven to mistrz nad mistrze reżyserii filmowej, a Huppert to jest aktorska rakieta). Chociaż na swój sposób jest to przerażający film, z którego płynie prosty wniosek (przepraszam, za mój francuski ), że naprawdę słaba płeć to chłopy są, mimo całej ich przemocowej napinki... 
To baby są nie do zaje@ania (i chyba to dobrze, jednak, after all ) Ależ to jest kino!!! Że takiego reżysera z Hollywoodu wyrzucili (inna sprawa, to to, że sam tam nie chciał pracować, jak mu ŻOŁNIERZY KOSMOSU kazali z R wykastrować do PG-13. powiedział wtedy w wywiadzie dla "Premiere" - cytuję z pamięci - "nie ma już hollywoodzkiego kina dla dorosłych, bierze się nożyczki i obcina filmom jaja, żeby mogły je oglądać całe rodziny i zostawiać w kasie hajs".To może i dobrze, że siedzi w Europie i trzaska takie filmy jak ELLE. Jak ja bym chciał zobaczyć te BIESY wg Dostojewskiego, co odgrażał się zrobić kiedyś (jego córka studiowała Rusycystykę i podsunęła mu ten pomysł). Stawroginem musiała by tam być kobieta (jak w wersji jugosłowiańskiej Saszy Petrovicia JUTRO BĘDZIE KONIEC ŚWIATA, gdzie Stawroginem była właśnie kobieta grana przez Anne Girardot). To byłby filmowy cymes!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz