Przypomnialem sobie właśnie ELLE Verhoevena, co leciał na Cinemaxie.
Ach, jakiż to jest wspaniały film, WSPANIAŁY. Jakżesz on jest gęsty
intelektualnie, a jakiż sarkastyczny, a jakie metafory tam buzują, a
jakżesz jest emocjonujący, nie mówiąc już o przefantastycznej robocie
filmowej (Verhoeven to mistrz nad mistrze reżyserii filmowej, a Huppert
to jest aktorska rakieta). Chociaż na swój sposób jest to przerażający
film, z którego płynie prosty wniosek (przepraszam, za mój francuski ),
że naprawdę słaba płeć to chłopy są, mimo całej ich przemocowej
napinki...
To baby są nie do zaje@ania (i chyba to dobrze, jednak, after
all )
Ależ to jest kino!!! Że takiego reżysera z Hollywoodu wyrzucili (inna
sprawa, to to, że sam tam nie chciał pracować, jak mu ŻOŁNIERZY KOSMOSU
kazali z R wykastrować do PG-13. powiedział wtedy w wywiadzie dla
"Premiere" - cytuję z pamięci - "nie ma już hollywoodzkiego kina dla
dorosłych, bierze się nożyczki i obcina filmom jaja, żeby mogły je
oglądać całe rodziny i zostawiać w kasie hajs".To może i dobrze, że
siedzi w Europie i trzaska takie filmy jak ELLE. Jak ja bym chciał
zobaczyć te BIESY wg Dostojewskiego, co odgrażał się zrobić kiedyś (jego
córka studiowała Rusycystykę i podsunęła mu ten pomysł). Stawroginem
musiała by tam być kobieta (jak w wersji jugosłowiańskiej Saszy
Petrovicia JUTRO BĘDZIE KONIEC ŚWIATA, gdzie Stawroginem była właśnie
kobieta grana przez Anne Girardot). To byłby filmowy cymes!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz