Byłem Ci ja na spektaklu 1946 w kieleckim teatrze im. Żeromskiego i to
jest sztuka przeciwko faszyzmowi, która sama jest "faszystowska". Nie
chodzi tu o sam mord - on jest poza jakąkolwiek dyskusją - chodzi o to,
co się z tym mordem robi dalej, nie ważne czy z prawą, czy (jak ma to
miejsce tutaj) z lewa. Poprowadzenie linii prostej od siepaczy z Plant
do wyborców z PIS-u to jest dokładnie „ideologiczny kloc” od jakiego
odżegnuje się w wywiadzie do programu współautor spektaklu dramaturg
Tomasz Śpiewak. A szkoda, bo wiele tu scen autentycznie wstrząsających,
pięknie zagranych i wyreżyserowanych (scena szpitalna), a także są tu
ślady próby nakreślenia pełnej sytuacji tego tragicznego wydarzenia,
niestety przytoczone przez twórców spektaklu jedynie jako krzyk
histerii, bełkot szaleńca, głos „wypierającego prawdę” (w tej roli
przywołany został biskup Kaczmarek - swoją drogą ofiara okrutnych
prześladowań ze strony UB). Nie ma tu mowy o żadnej treści prowokującej
do dyskusji wokół pogromu (choćby po spektaklu). Owszem, nie ma dyskusji
co do mordu (MORDU STRASZLIWEGO, ROZDZIERAJĄCEGO SERCE, POTWORNEGO),
ale całe jego tło jest ściśle wymodulowane/wymodelowane przez twórców, w
tak precyzyjny(inwazyjny) sposób, że jakakolwiek polemika (czy może
jedynie prośba o uzupełnienie pewnych danych) na ten temat, od razu
przysłaniana jest motywem mordu. Mordu, który - jeszcze raz trzeba to
podkreślić - jako sam mord, w żadnej mierze, nie może być "dyskutowany",
ale jego całościowa geneza - tak i owszem! Tu zaś mówi się jedynie o
rzeczach DOPUSZCZONYCH przez twórców do głosu, pasujących do - z góry
ustawionej i narzuconej widzom - wizji kieleckich wydarzeń z 1946 r.
(rzutującej na - jak chcą twócy - polityczną współczesność Polski).
Upominanie się o nieco inny obraz, tzn. bardziej złożony, uwzględniający
ważne z punktu widzenia historii fakty (np. nieudana prowokacja
krakowska będąca "wstępem" do pogromu w Kielcach), w żadnej mierze
"usprawiedliwiający", ale UZUPEŁNIAJĄCY sceniczną wizję o ważne
szczegóły, ustawia dociekliwego/polemicznego widza "z automatu" na
pozycji "obrońcy morderców", zamykając jakąkolwiek dalszą rozmowę. O
finale spektaklu nie wspomnę, bo to już jest czysta demagogia polityczna
(z prezydentem Dudą i Julianem Kornhauserem - autorem wiersza o
pogromie - w roli głównej),a nie teatr. I ten finał, to już jest hucpa
na całego, potworny młot prosto w czoło, wyjazd prosto ze sceny na
mównicę. Co każe myśleć, że twórcom nie chodziło jednak przede wszystkim
o to, by dojść do prawdy o pogromie, lecz by zrobić pozateatralny
wku@rw (odwołania, protesty, akcje itd. itp. itd. sława i chwała,
kolejna teatralna barykada w walce z "faszystami"...). Więc ja jestem za
tym, żeby "1946" leciało dalej, jak najdłużej, niech szkoły na to
chodzą i zwykli ludzie, żeby oglądali, by dzięki niemu pamiętano przede
wszystkim o wszystkich brutalnie zamordowanych, żydowskich ofiarach:
mężczyznach, kobietach, dzieciach, których krew płynąca do Silnicy NIGDY
ale to NIGDY nie powinna zostać zapomniana, ale również na pohybel tym
którzy, tak wczoraj jak i dziś, chcą na niej "ugrać" swoją dolę.
PS.
Pod koniec spektaklu głos Krzysztofa Kowalewskiego - którego matka
uszła przed pogromem - czyta fragment Żywotów Świętych o zabiciu
chrześcijańskiego dziecka, autorstwa xs. Piotra Skargi (krwawe bzdury
bez dwóch zdań), a pani aktorka pyta „Jak on pisał takie bzdury, to co
on wygadywał w sejmie?” (znów rakieta wypalona w kierunku Polski dziś).
No więc pani aktorce i twórcom spektaklu przypominam fragment mowy
sejmowej Ks. Skargi o „tonącym korabie” - jeden z najpiękniejszych mów
sejmowych w polskiej historii (ja się jeszcze uczyłem o niej w szkole
średniej, może pan Śpiewak już nie). Co dowodzi jednak, że życie to nie
łopata i wielkość często z małością w parze chodzi (co spektakl powinien
uwzględnić, ale tu nie bierze się jeńców, zwłaszcza jak w sutannach
chodzą).
PS2: A tekst lekarza dokonującego oglądu ofiar
pogromu:„widywałem ofiary gestapo, nigdy w tak złym stanie” w kontekście
zbrodni dokonanej przez Polaków zasmuca (z różnych względów, zwłaszcza,
że i Polakom zdarzało się "gościć" w gestapowskich apartamentach...).